czwartek, 27 grudnia 2012

Powrót ? Lada chwila............

Ach się działo... Zamieszanie nie małe - ogromne można rzec !!
Jeszcze się nie uporałam ze wszystkim, więc powrót do blogowania i rozkręcania tej mojej troszkę nudnej stronki musi poczekać kilka dni.  
A owo zamieszanie zrodziło się na tydzień przed Świętami, więc okres bardzo nietrafiony.  Wszystko przez pracę, która w tych czasach mam wrażenie, że staje się numerem jeden dla wszystkich, których znam. Ludzie są zabiegani, nie mają czasu dla siebie, dla rodziny, a jak już tak zdarzy, że wygospodarują trochę to marnują go na kłótniach i pretensjach z byle powodu...  Pieniądze napędzają to wszystko a to do niczego dobrego nie prowadzi. 
Tak trochę ględzę i marudzę, ale czasem takie wyżalenie się i ponarzekanie oczyszcza... A ja bardzo tego potrzebuję, więc ciąg dalszy tego posta będzie jak najbardziej daleki od świątecznego nastroju, który powinien panować.

Niestety nie mogę napisać, że Święta były cudowne i magiczne.... Bo nie były. Nie mogłam się porządnie przygotować - ani udekorować domu, nie założyłam lampek na podwórkowej choince, potrawy, które przygotowałam spotkały się z krytyką męża ( na szczęście tylko jego, ale zawsze to chyba jego krytyka boli najbardziej ), że już nie wspomnę o ubieraniu domowej choinki o 3 w nocy przy akompaniamencie jakiegoś głupkowatego programu o wybitności i zjawiskowości natalii siwiec... bez komentarza....
No niby nie o to chodzi w Świętach.... owszem, ale te rzeczy składają się na nie i skutecznie wpływają na nasze samopoczucie od którego wszystko zależy.
Nasza kolacja Wigilijna zaczęła się o 20, całą musiałam przygotować ja, mimo, że pojechaliśmy do mojej rodziny notabene oddalonej od nas 200 km, więc po samej podróży szykowanie stołu nie napawało mnie optymizmem. Nie będę już może wdawać się w szczegóły, ale po powrocie do domu i wizycie u teściów na następny dzień miałam wrażenie, że w ogóle mnie Święta ominęły.. To tak jakbym nagle wpadła w śpiączkę i obudziła się dopiero dzisiaj, pamiętając jedynie jakieś urywki z tych dni...

Do tego dołożę jeszcze wiadomość od bardzo bliskiej osoby, że ma raka.

Strasznie chciałabym jakiegoś poprawiacza nastroju, bo jak na razie zapowiada mi się baaaardzo nieudany Sylwester a wolałabym nie wkraczać w Nowy Rok z takim nastrojem, zniechęceniem, poirytowaniem, wkurzeniem i frustracją.


Podsumowując - Święta niestety nieudane, pracy jest za dużo, rodzina i przyjaciele zapominają co jest w życiu najważniejsze i zatracają się w bezsensownych fochach..... 

Mam nadzieję, że uda mi się dość szybko powrócić do mojej naturalnej i wrodzonej radości z życia i nie będę zadręczać nikogo moimi problemami.

Pozdrawiam serdecznie, przepraszam za marudzenie i obiecuję, że potrzebuję tylko troszkę czasu, żeby powrócić i naprawić blogowe obowiązki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz