Złośliwość rzeczy martwych..... tak można określić naszego pecha w realizacji planu zakupu sanek.
Samochód odmówił nam posłuszeństwa, a mieszkamy na wsi i życie bez auta jest jak bez ręki lub nogi :) Tak więc saneczki odkładamy na dalszy plan, ale śnieżnej i słonecznej pogody nie odpuszczamy.
Co prawda wózkiem po śniegu było ciężko, ale jak się trochę pomęczę od czasu do czasu, wyjdzie to na dobre mojej figurze. Hmm.... chociaż w sumie można by odśnieżyć co nieco...
Oliwka prawie od razu zasnęła na spacerku, mamusia cyknęła kilka fotek prawie odmrażając sobie dłonie ( no bo po co brać rękawiczki ? ) i o zgrozo nabawiła się zapalenia pęcherza...
Sącząc hektolitry herbaty z żurawiną i z nadzieją, że bez antybiotyku się obejdzie, realizuję jeden z moich pomysłów DIY.
Jak skończę i się uda - nie omieszkam się pochwalić :) lub poddać krytyce - kto woli :)
A tymczasem mała fotorelacja z wczorajszego spacerku :)
Moja słodka, śpiąca śnieżynka :)
Pozdrawiam ciepło :))
haha genialny miernik śniegu :D Też miałam kiedyś kotki, żeby to jednego :) uwielbiały śnieg, a jak solidnie nasypało to w białym puchu widać było tylko pomykające ogonki :) Achh wielka szkoda, że Nasz Karol nie wiele rozumie jeszcze w temacie śniegu :) To musi być wielkie wow dla maluszka :)
OdpowiedzUsuńKochana kotów to Ci u mnie dostatek :)) może przedstawię je któregoś dnia, tylko obfotografować muszę, a to nie lada wyzwanie, bo włóczęgi straszne :)
UsuńMyślę, że Oliwka też nie wiele rozumie, ale za rok to będzie dopiero gratka dla naszych szkrabów :)